-

ahenobarbus : Po przeczytaniu notki reklamacji nie uwzględnia się

Kilka słów o Wenecjanach i Genueńczykach (cz.3)

Doktryna

Włoskie słowo compagna miało oznaczać tych, którzy wspólnie dzielą się chlebem. Pierwotnie odnosiło się do ciała zarządzającego Republiką Genui, które miało dbać o to żeby do republiki napływały dobra gwarantujące spokój, rozwój i dobrobyt. Compagna miała również moc egzekwowania praw, jak również miała wpływ na ujednolicenie miar i wag oraz wdrażała rozwiązania prawne dające podstawę do rosnącej pozycji w handlu światowym. Na pewno compagna wyrastała wprost z ducha wspólnotowego i solidarności. Czy idea ta byłaby zalążkiem jakiejś doktryny? Myślę, że jest wystarczający trop. Nie będę się specjalnie kłócił jeśli ktoś będzie polemizował i ma na to inny pomysł. W pracy zbiorowej Święty ład. Stosunki międzynarodowe w Azji od czasów Czyngis-chana autorzy wskazują, że Mongołowie mieli niezwykle prostą doktrynę spisaną na kamieniu – oto przyszliśmy uporządkować świat i uwolnić go od chaosu*. Jak więc widać doktryna nie musi być złożoną konstytucją napisaną przez prawników.

Jeśli mamy doktrynę, należy zapytać o metody. Rafał Hryszko przytacza dwie opinie o Genueńczykach z epoki. Arcybiskup Pizy Federigo Visconti miał pod koniec XIII w. stwierdzić, że „ ci spośród nich, którzy dorobili się majątku natychmiast pragnęli zostać rycerzami”. Pochodzący z Dubrownika Benedetto Cotruglio miał powiedzieć w XV w., że „ ci którzy zubożeli w wyniku odwrócenia losu zostawali piratami”.

Jest to niezwykle ciekawe zestawienie, które między wierszami wskazuje na metody polityczne jakimi posługiwali się Genueńczycy. Zaryzykuję więc prostą tezę, że realizowali oni swoją doktrynę za pomocą nieograniczonych środków – jak zobaczymy metoda ta, wbrew pozorom, nie zawsze przynosi same sukcesy. Nie będę omawiał wszystkich przypadków i działań organizowanych przez Republikę gdyż nie jest to moim celem, więc niektórym mój opis może wydać się nieco zbyt tendencyjny i pozbawiony niuansów. Nie moim zamiarem jest pisać historię, a kto jest zainteresowany z łatwością odnajdzie źródła.

Jak jednak pamiętamy z niezwykle barwnego opisu konfliktu między Genueńczykami a Wenecjanami zawartego w Czasie świata Fernanda Braudela, ze względu na swoje położenie Republika Genui była niemal w całym okresie swojego istnienia wielokrotnie podbijana i plądrowana, co miało wpływ na jej decyzje polityczne i inwestycyjne.  A więc los często odwracał się od nich.

Inwestycje mieli więc Genueńczycy realizować daleko od macierzy. Braudel wskazuje na wyjątkową nowoczesność przedsięwzięć genueńskich, którzy ciągle byli zmuszani koniecznością do szukania nowych i radykalnych rozwiązań dla ich licznych problemów spowodowanych niełatwą sytuacją geopolityczną. Genueńczycy posuwali się więc do piractwa, handlu niewolnikami (jak już zdążyliśmy się dowiedzieć z poprzedniej notki), czy utajonym sojuszom z wrogami chrześcijańskiego świata, a po upadku kolonii czarnomorskich szybko przenieśli swoje główne zainteresowanie na Atlantyk, w przeciwieństwie do Wenecjan, którzy jeszcze długo walczyli z Turcją w nierównej walce.

Bank i żydowscy książęta

Wróćmy na chwilę na ziemie polskie. Czy działalność pochodzących z kolonii czarnomorskich Genueńczyków w Polsce to przykład solidarności z rodakami? Powierzchownie wydaje się, że tak. O ile w źródłach możemy znaleźć rozliczne przykłady sporów sądowych (głównie o niezapłacone kwoty) pomiędzy Polakami a Genueńczykami, a nawet Genueńczykami a Florentczykami, takimi jak znany z II tomu Baśni jak niedźwiedź krewny Kallimacha Aynolf Tedaldi, to brak udokumentowanych sporów pomiędzy krajanami. Genueńczycy kierują się regułą wierności klanowej (albergo) sprowadzają do Polski całe rodziny (w szczególności młodszych braci – czyżby przyuczenie do zawodu?) i utrzymują sieć kontaktów z macierzą oraz koloniami.

Jak już zdążyliśmy się dowiedzieć, Genueńczycy z kolonii, mający udział w bajecznym handlu lewantyńskim oferowali Polakom najwyższej próby towary luksusowe. Dzięki przywilejowi monarszemu kupcy mogli sprzedawać towary bezpośrednio, a handel otwierał wiele drzwi, ułatwiał kontakty z bogatą szlachtą oraz wpływowymi hierarchami Kościoła. To na pewno były też idealne warunki dla tworzenia rynku informacji, niekoniecznie handlowych. Oczywiście w ofercie były również kredyty.

Handel i kariery niektórych kupców rozwijały się więc bardzo intensywnie, a jednak sytuacja polityczna w rejonie Morza Czarnego nie napawała optymizmem. Stałe i postępujące zagrożenie ze strony Imperium Osmańskiego skłoniło Republikę Genui do przedsięwzięcia środków zaradczych i ochrony swoich faktorii. W latach pięćdziesiątych XV w. Republika przekazała zarząd kolonii czarnomorskich w ręce Banku św. Jerzego (Casa di San Giorgio).

Casa di San Giorgio była prywatną spółką wierzycieli Republiki założoną w 1407 r., w celu konsolidacji długów Republiki zaciągniętych podczas wojen z Wenecją. Gigantyczne zadłużenie sprawiało, że w celu ratowania finansów Republika cedowała zarząd swoich kolejnych zamorskich posiadłości w ręce banku. Duży udział w założeniu banku miały arystokratyczne rody Grimaldi oraz Serra.

Spółka dysponowała znacznym kapitałem, przez jakiś czas sprawowała nawet kontrolę nad mennicą państwową. Bank był też według wszelkiego prawdopodobieństwa pierwszą organizacją na świecie realizującą czeki. Instytucja ta była więc na wskroś nowoczesna. Można chyba bez przesady powiedzieć, że był to „protoplasta” prywatnego banku centralnego, wyprzedzając powstaniem o prawie 300 lat niesławny Bank Anglii.

Bank św. Jerzego był sprawną, dobrze zarządzaną organizacją, oferując wyrafinowane rozwiązania finansowe ówczesnym elitom. Uczciwość wobec inwestorów była ponoć legendarna, bank miał nie sprzeniewierzać powierzonych funduszy. Spółka dawała dobry zarobek inwestorom pochodzącym z różnych grup społecznych, a więc niekoniecznie arystokracji czy bogatym kupcom, a także wypłacała regularnie rodzaj dywidendy. Udział, który był w istocie prawem do pobierania renty wieczystej o zmiennym oprocentowaniu nazywał się luoghi. Akcjonariusze chronili również swój kapitał przed naciskami Republiki na ryzykowne „inwestycje” wojenne. Pomiędzy 1445 a 1530 r. bank nie finansuje żadnych oficjalnych działań Republiki. Zabezpieczenie inwestycji banku stanowiły również inwestycje w przemysł wydobywczy. Klientami banku byli m.in. Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński oraz Krzysztof Kolumb.

W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję, która mam nadzieję odsłoni kilka ciekawych tropów. Skuteczne zarządzanie i wpływ sławnego cesarskiego admirała Andrea Dorii, sprawiają, że Casa di San Giorgio stał się w XVI w. głównym wierzycielem korony hiszpańskiej. Nie przeszkadza to bankierom genueńskim pożyczać pieniędzy ich konkurentom w walce o Italię, czyli Francuzom.

Udział pożyczek udzielonych cesarzowi Karolowi V przewyższył po 1528 r. wolumen pożyczek udzielonych władcy przez Fuggerów. Pożyczone od Genueńczyków kwoty przekraczały 50% ogólnej wartości kredytów cesarskich. Postać Andrea Dorii jest kluczowa w zrozumieniu niezwykłej pozycji Genui, jaka rozpoczęła się od ok. 1550 r., kiedy Republika zdobywa dominującą pozycję w europejskim świecie finansowym, co miało oczywiście przełożenie na realną siłę polityczną. Rozpoczął się wówczas „złoty wiek” Genueńczyków. Jednak jak pamiętamy z lektury Fernanda Braudela, nie było to wcale życie usłane różami. Za panowania Filipa II miały miejsce liczne bankructwa skarbu Hiszpanii ogłaszane przez tego władcę (w latach 1570-1580 kilkukrotnie). Jak wskazuje autor, niekiedy działania te wywoływane były celowo (np. 1577 r.), aby zdestabilizować działalność genueńskich kredytodawców.

Ze względu na to, że prominentne polityczne figury Republiki zasiadały również we władzach banku trudno jednoznacznie określić gdzie kończyły się wpływy banku, a gdzie zaczyna polityka Republiki. Potwierdzenie potęgi banku i jego nieformalnych działań znajdziemy w późniejszej publicystyce. Angielski pisarz Joseph Addison stwierdził w 1701 r., że bank i jego zarządcy mają realny wpływ na życie polityczne Republiki i że stanowią „drugi senat”, niejednokrotnie naruszający jedność rządu i konstytucję. Możemy tę uwagę oczywiście odczytywać jako zawoalowaną krytykę Banku Anglii, który powstał w 1694 r.

Nie mogą nas więc już chyba dziwić oskarżenia kierowane w XV w. wobec Genueńczyków o jawne pomaganie Turkom. Oczywiście nie mam do tego żadnych danych, nie studiowałem dokumentów Banku ani Republiki z tamtych czasów, ale wydaje mi się, że taka organizacja na styku polityki i finansów dawała możliwość pozornego pozostawania wiernym ideałom chrześcijańskiej jedności, a z drugiej stosowania polityki korzystnej dla Republiki. Jeśli chodzi o Kościół i chrześcijaństwo być może przesadzam w tym miejscu. Wg Roberta Lopeza amerykańskiego historyka współpracującego ze szkołą Annales, Genueńczycy są niezwykle przywiązani do Kościoła Katolickiego, całkowicie odporni na wszystkie nowinki religijne i herezje, a do tego mają bardzo trzeźwy stosunek do wiary, pozbawiony bigoterii. Jak więc z nimi było naprawdę? 

Kolonie czarnomorskie miały przynosić bankowi 30 000 lirów genueńskich dochodu rocznego. Bank przekazał bezpośredni zarząd nad koloniami wpływowej w rejonie Krymu żydowsko-genueńskiej rodziny de Ghisolfi.

Musimy nieco przybliżyć kim byli de Ghisolfi. Niejaki Buscarello de Ghizolfi był kupcem genueńskim oraz mongolskim ambasadorem w Europie w latach od 1289 do 1305, a jego celem miało być sformowanie koalicji franko-mongolskiej przeciwko muzułmanom, co jednak się nie powiodło. Nie jestem w stanie wykazać, że był to przodek lub krewny rodu o którym będzie mowa dalej, ale zakładam (być może błędnie) biorąc pod uwagę rejon działań, że tak było.

W 1419 r. genueński Żyd z Kaffy Simeone de Ghisolfi poślubił księżniczkę Bikhnakhanim. Przyrostek „Khanim” ma wskazywać na jej pochodzenie od Czyngis-chana. Dzięki małżeństwu, Simeone stał się zwierzchnikiem niewielkiej społeczności zorganizowanej na półwyspie Tamańskim z miastem Matrega (Fanagoria) jako główną siedzibą. Miasto podległe było jednak władztwu Genueńczyków.

Syn Simeone, Zachariasz de Ghisolfi, był osobą która sprawowała zarząd nad koloniami w imieniu Banku. Rozbudowywał on sieć powiązań w regionie i utrzymywał szereg pośredników często od Kaffy bardzo odległych w miejscach takich jak Moskwa czy Wołoszczyzna. Jednym z takich pośredników był niejaki Khozi Kokos, Żyd rodem z Kaffy, najbliższy doradca… Iwana III. Do tego jeszcze wrócę.

Myślę, że przedstawione fakty dają asumpt do snucia jak najbardziej szalonych interpretacji faktów dotyczących upadku Kaffy. Nie udało mi się dotrzeć do pracy Danuty Quirini-Popławskiej Upadek Kaffy - najazd Turecki czy zamach stanu?, ale sam tytuł sugeruje że, być może, należy brać pod uwagę czynniki wewnętrzne (bank i miejscowe rody w zmowie z Turkami?), które mogły być zainteresowane w przejęciu dochodowego interesu. O niestabilnej sytuacji politycznej i upadku Kaffy napiszę w ostatniej notce.

*Dokonam autorojstowania w późniejszym czasie. Przytaczam fragment z pamięci za co wszystkich przepraszam. Jak zajrzę do książki to pewnie poprawię ten fragment notki na bardziej dokładny. Podam też rok pochodzenia tej inskrypcji. Może nawet nazwę i miejsce przechowywania kamienia. Ale teraz mi się nie chce :)



tagi: wenecja  genua  kaffa  casa di san giorgio  andrea doria 

ahenobarbus
5 czerwca 2020 16:06
4     1125    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

porfirogeneta @ahenobarbus
5 czerwca 2020 22:08

Mewy myślą że uda im się coś złapać i próbują na kutrze i w porcie, pogadaj z rybakami.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ahenobarbus
6 czerwca 2020 08:40

W takiej książce o historii bankowości, która tu niedaleko stoi jest rozdział - epoka Genueńczyków - chodzi oczywiście o obsługę finansów cesarstwa. Zastąpili Fuggerów. 

zaloguj się by móc komentować

ahenobarbus @ahenobarbus
7 czerwca 2020 23:14

Dziękuję za dodatkowe źródła :) przejrzałem tę pracę gościa z ciekawostek historycznych. Cenne te uwagi odnośnie Kaffy. Jak z opisu wynika Kraków pod względem liczby mieszkańców to było prowincjonalne miasteczko. Ale ta interpretacja zdarzeń w Bracławiu.. Naprawdę mam uwierzyć w grupę chłopstwa, która w obronie mieszczan roznosi w proch kilkuset zacieżnych? 

 

Co do czarnych gwelfów. Widziałem już wcześniej te linki pod jakimś Pana innym komentarzem. Ja wierzę w spiski dziejowe w pewnym zakresie ale w konspiracjonizm szczerze wątpię. Właśnie czytam Wieki brązu i żelaza Szymona Modzelewskiego i jak się dowiaduję o tych wszystkich wodzach, bogatych kupcach i ich chwilowych imperiach.. I nie ważne jakie roszczenia zgłaszali, jakie mieli sankcje religijne, ile królestw i miast zniszczyli i ile tabliczek z klątwami zakopywali w ziemi wszystkie ich starania na końcu sypały się jak domki z kart. I tak przez tysiące lat. Taki o zgrozo żyd i jeszcze większa zgrozo noblista Daniel Kahneman opisał w Pułapkach myślenia taki mechanizm o nazwie powrót do średniej. Coś musi być na rzeczy, Braudel też pisał o tym że analizując losy wielkich kupieckich rodów i ich firtun zauważył że trwało to przeważnie 2-3 pokolenia twórczego rozwoju a później degrengolada. 

Prędzej uwierzę, że całe to gadanie o Rotszyldach i innych to po prostu sianie defetyzmu i coś na zasadzie zaklinania rzeczywistości. 

zaloguj się by móc komentować

ahenobarbus @ikony58 8 czerwca 2020 12:55
8 czerwca 2020 13:21

Myślę, że jest to taki współczesny mit. Oczywiście nie neguję szkodliwości istnienia pewnych instytucji. Nie neguję powiązań między przemysłowcami, a dziwnymi ruchami religijnymi. Może kiedyś napiszę coś o niemieckich przemysłowcach w XIX w. i ich inicjacjach w Londynie.

To po prostu pole walki wielu, wielu ludzi. 

Ale jakaś jedna grupa rozdająca karty ?... No nie... Nic mnie nie przekona.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować